söndag 6 februari 2011

Bóg bardziej kocha Szwecję

tytułem wstępu chciałem podziękować Wam za te komentarze. Wasze ciepłe słowa rozgrzewają zmrożone me chłodem północy serce

 :)

chciałem się też wyżalić, że byłem wczoraj na imprezie i wreszcie poznałem ludzi dzielących ze mną niedolę mieszkania na skraju (albo i dalej!) Uppsali. poznałem tam między innymi:
- krzyczącego Niemca żłopiącego piwo
- rozwydrzonego Singapur...czyka? tak się to pisze?
- mówiącego z amerykańskim akcentem Irlandczyka
- dwie normalnie Francuzki

ale o tym kiedy indziej.

dziś, jak obiecałem, będzie coś o rowerach i nie tylko.


Transport osobisty, miejski i (ro)zbiorowy

Zanim zacząłem w ogóle myśleć o mieszkaniu, kursach, zajęciach i wszystkich innych ważnych dla erasmusa sprawach, szukałem już roweru na śweckiej wersji allegro. "rower to podstawa" - mówili wszyscy i wszędzie tak pisało (było napisane).
Ostatecznie poszukiwania roweru trafiły do worka ze strategią "się zobaczy na miejscu".
Już po wyjściu z dworca nocą uderzyła mnie ilość zaparkowanych rowerów. Jeszcze mocniej dostałem po mordzie od cennika biletów. Młotkiem, który wbił gwóźdź w deskę były klucze do mieszkania za końcem świata.
Gdy pozbierałem rzeczy od Anny (pozdrowiłbym ją, gdyby nie to, że nie umie polskiego i tego nie przeczyta, więc jej nie pozdrowię) potknąłem się prawie o tabliczkę "sklep rowerowy". Wszedłem z ciekawości.
Siedzący za ladą pan w typowym, wzorowym wręcz uniformie naprawiacza rowerów odpowiedział mi, że nie sprzedaje używanych bicykli.
- A wie pan, dlaczego? - spytał
- Nie wiem - odpowiedziałem
- Opowiem panu.
I rzeczywiście opowiedział. Zaczął od tego, że rowery w Szwecji objęte są podatkiem tak wysokim, że praktycznie jest to zawód nieopłacalny. I to zdanie trzymało się tematu, potem zaczął się czysty latino flow, niekontrolowany strumień wolnych skojarzeń i wolnoprzemyśleń w południowoamerykańskim stylu.
Pan Rodriguez (bo tak się bicyclerepairman nazywał) pochodzi z Chile. Ale nie chce tam wracać. Nie chce też wracać nigdzie. Tu mu dobrze. Jego córka jest psycholożką i zarabia niezłe pieniądze. Jego syn jest weterynarzem. Jego drugi syn jest onkologiem po Harvardzie (gdybym nie wierzył, pokazał mi dyplom. wierzyłem i bez tego). Zarabiają spore pieniądze. On zarabia mniejsze.
[ja w tym czasie zacząłem się zastanawiać, jak było "do widzenia" po hiszpańsku...]
Ale on się tym nie przejmuje. Ponieważ Szwecja to kraj, gdzie zrealizowano komunistyczne sny o utopii. Tu każdy jest równy. Gdzie indziej weterynarz, lekarz oraz psycholog zarabiają krocie i w czterech bogatych swych literach mają maluczkich naprawiaczy rowerowych.
[...to było coś na "a"... ariwederczi? nie, przeca to włoski...]
Tutaj, w Szwecji, każdy płaci takie same podatki. Czy to lekarz, czy to weterynarz, czy psycholog - każdy płaci i nie narzeka. Nikomu do głowy nie przychodzi oszukiwać, bo każdy ma tu wpisany i wbudowany swoisty kantowski imperatyw - rób tak, jak wszyscy robią. Nie wychylaj się. Kto się wychyla, ten dostaje lincz. Tu nawet królowi zaglądasz do portfela.
[...astalawista? nie, to chyba niegrzeczne albo coś...]
Chile to katolicki kraj. Tam każdy je na obiad kurz, chyba, że się dorobi na kokainie albo lamach. I gdy te biedne, brudne masy idą do kościoła, widzą ubranych w bogactwo ludzi i zazdroszczą im. Ale Pan mówi: nie martw się. Błogosławieni cisi, błogosławieni ubodzy, błogosławieni ci, którzy jedzą kurz. I te biedne masy nie narzekają, nie zazdroszczą. Wracają do swych faveli i polują na karaluchy. Szwecja to protestanci. Ich takie rzeczy nie obchodzą. Tu się pracuje.
[...a... ad...]
Też byłem katolikiem, ale przyjechałem tutaj. Zanim przyjechałem tutaj, byłem w całej Europie. Byłem też w Brazylii. W Rio podeszła do mnie dziesięcioletnia dziewczynka i powiedziała, że odda mi się za hamburgera. Dlaczego Bóg każe dzieciom w Brazylii puszczać się za dżinsy i hamburgery, a szwedzkie dzieci tyją od klopsików? Bo Bóg nie znosi nieróbstwa i hipokryzji. Bóg kocha bardziej Szwecję, niż Brazylię.

Spojrzałem kątem oka na kolejkę za mną. Każdy z tą samą niecierpliwością słuchał niekończącego się wywiadu Pana Rodrigueza. Pożegnałem się [po angielsku, bo dopiero w domu przypomniało mi się, że po hiszpańsku do widzenia to "adios!"]. W drodze na przystanek myślałem nad słowami Pana R. Istotnie, Szwecja wyglądała mi na idealnie zdrowo-złoto-wyśrodkowany kraj, ale chyba za wcześnie dla mnie, by oceniać ją pod względem teologicznym. Nawet jeśli wrzucili mnie tu na departament teologiczny.
Aha, Pan Rodriguez nie pozwolił na zdjęcia, więc mam tylko zdjęcie z tak zwanej przyczajki. Oto jego sklep położony na miasteczku studenckim Flogsta:



Kolejne dni spędziłem zdeprywowany od wszelkich mediów czy informacji. Potrzebowałem roweru, bo bilety na miasto zbyt szybko ucinały cyfry z mojej karty. Spytałem Anny czy może zna kogoś, kto chce sprzedać. Odparła mi, że teraz jest promocja na miesięczne i kosztują "jedynie" 150 zł. Podziękowałem.
Napisałbym tu dwa słowa o autobusach, ale nie przychodzi mi do głowy jedynie:
- drogo
- brak ulg studenckich
- nie da sie jeździć na krzywy ryj. trzeba wsiąść przez przednie drzwi i uśmiechnąć się do kerowcy. raz mi się udało wejść tylnymi drzwiami, ale może dlatego, że to była noc albo co.
Tu i tak wszyscy się pilnują sami.
A, wiem. Jedna ciekawa fotka z autobusu - nazwa przystanku sugerująca nieciekawe miejsce do mieszkania dla studentów:


Wracamy do rowerów:
W owym czasie internet miałem tylko w miejskiej bibliotece - darmowy ale limitowany loginem i hasłem i ciul wie czym jeszcze. Oni się chyba tego internetu boją, bo takiego total free hot spotu to tu jeszcze nie spot(k)ałem.

Do rzeczy. Na internecie dowiedziałem się o sklepie Pana Nestora. Niestety, musiałem czekać do rana na jego otwarcie. Zacisnąłem zęby i położyłem się na ławce na dworcu.

Wchodzę do położonego w piwnicy sklepu i co słyszę? Bongosy, Conga i gitarki. Z warsztatu wita mnie kolejny latynos, uśmiech szeroki jak amazonka i szczery jak peruwiańskie złoto.
Pan Nestor pochodzi z Nikaragui. Nie był tak wylewny jak Pan R., był za to niesamowicie przyjacielski i pomocny. Sklep Pana Nestora obfitował w wybór jednośladów wszelkiej maści. Dominowały oczywiście miejskie pomykacze, takie rowerki do tańca itd. Miałem kaprys na kolarkę, bo była w niezłej cenie, ale Pan Nestor mi ją odradził, strasząc śniegiem i siniakami. Poszedłem na kompromis, wziąłem rower dokładnie takiego typu, jakiego nie lubię najbardziej - czyli miejski z przerzutką w piaście, hamulcem w piaście i dynamem. Ale już nie w piaście. Już miałem wyjść, gdy Pan Nestor spytał, jak mi się podoba Szwecja.
- Ciężko mi ocenić, jestem tu dopiero trzeci dzień. Ale wszystko wydaje się takie...
- Idealne?
- Tak, dokładnie, idealne... oraz takie...
- Jednakowo równe?
- Aha. Każdy zna swoje miejsce, wszyscy utrzymują taką równowagę...
- Widzisz, przyjacielu - powiedział Pan Nestor, uśmiechając się ciepło i latynosłonecznie - widzisz, przyjacielu, tak to wygląda z wierzchu. Ale pod spodem, głęboko pod tą przykrywką czai się mroczna i ponura Szwecja...
Uśmiech zbladł na moment, zapadła niezręczna cisza. Poprosiłem o zapinkę (najtańszą) i o podwyższenie siodełka (najwyżej jak się da) i wyszedłem.
Ach, słodkie uczucie wolności! Nogi znalazły ukojenie gdy już oderwały się od niewdzięcznej szwedzkiej ziemii.

Oczywiście droga do domu mnie rozłożyła na łopatki, bo już forma nie ta. A swoją drogą, oto czym mądrzy i funkcjonalni Szwedzi sypią na swe drogi:


Tak, to jest żwir. Wielkie ilości czarnego, chrzęszczącego żwiru. To sprytne dziadostwo wżyna się w lód i nie pozwoli się wywalić nawet studentom wracającym z suto zakrapianych imprez. Nie wiem, skąd oni biorą tyle żwiru - ale on jest dosłownie WSZĘDZIE. każda, najbardziej schowana dróżka, ścieżka, chodniczek - wszystko przysypane jak trzeba. Nawet tu, na zazadupiu. Znajduję to dość niesamowitym.

Tak patrzę na tego posta i widzę same literki. Więc teraz dla tych, co nie lubią czytać - będą obrazki.

Zacznijmy może od oceanu kierownic, siodełek i ram, czyli widok na dworzec centralny w Uppsali:



I tu mała ciekawostka - wzorem Holandii nie przypina się tu rowerów do niczego, jedynie spina tylne koła:


Moja mama widząc kiedyś taki rodzaj zabezpieczenia zauważyła słusznie, że przecież wystarczy lekko podnieść rowerek i wygląda, jakbyś go co najwyżej prowadził a nie ukradł. Nie dziwota więc, że ów parkindżek rowerkowy to raj dla złodziei i podobno nikt normalny tam nie parkuje swego cyklara.
Jak pokazują te zdjęcia, Śwecja to nie jest kraj dla normalnych ludzi.

Dobra, jako że tego bloga czyta zaskakująca ilość ludzi, a sporo z Was pisze komentarze, przeto ogłaszam konkurs na imię dla tego oto brzydala:


Może być żeńskie. Proszę, jak się pięknie dla Was wdzięczy nad rzeczką:


Zatem proszę o jakieś imię dla tego nieszczęścia szwedzkiego.

A żeby zaspokoić wasz zmysł wzroku, parę fotek z dnia dzisiejszego.

Oto widoczek z dróżki z Sunnersty do Uppsali:


tutaj zamek przerobiony na muzem a potem znów na zamek:


Mi też się podoba ten kolor. Tutaj rzeczka (nigdy nie pamiętam jej nazwy) oraz rowerki:


I katedra. Wikipedia mówi, że ma 100 metrów wysokości. W życiu w to nie uwierzę:


I jakiś domek na wodzie:


Bo im się wydaje, że jak mają kasę to im żadna powódź nie straszna.
Może i mają rację...

Dobra obiecałem Karolinie Kaczce (naturalnie pozdrawiam!), że będę ścigał i polował bezgustnie ubrane Szwedki. Takoż i próbuję, więc:

Kaczkowy kącik pret-a-porter

Sorry Kaczka, nie sprawdziłem się. Mam tu jeden typowy przykład jak wyglądają Szwedki - studentki:

 
Ale mam też nieco bardziej szalone Szwedki-nastolatki:


Ale też specjalnie dla Ciebie przyszła na imprezę Szwedka-gwiazda szwedzkiego popu. Nie da się jej opisać, trzeba ją zobaczyć. Przepraszam za jakość zdjęcia. Nie muszę chyba wskazywać, która to?





i na dziś to tyle. będzie jeszcze więcej, choć obiecuję powstrzymać swoje szczegółowe opisy ze spotkań z latynosami a postaram się przedłożyć wam przed monitory więcej zdjęć.

Co czeka nas jutro? Przytrzymam Was w niepewności, gdyż jak mawia mój drogi przyjaciel Konrad Rasiu Bińczyk (pozdrawiam Cię, Konrasiu!) niedokończone posty na blogu są jak

6 kommentarer:

  1. Kurcze...nie znałem Duala-literata! :)

    Nad imieniem pomyślę.

    SvaraRadera
  2. No, nawet nieźle, ale ta 3 notka to już taka nuda trochę:/

    SvaraRadera
  3. rowerek ochrzciłabym Popierdzioszkiem;> dred w ucho od łojka;)

    SvaraRadera
  4. Den här kommentaren har tagits bort av skribenten.

    SvaraRadera